niedziela, 24 czerwca 2012


No i po długich oczekiwaniach udało mi się w końcu wyjechać na tak bardzo oczekiwany urlop. 
Króciutki - bo tylko cztery dni, ale bardzo mi już potrzebny. Rozstaję się z firmą, która dała mi w kość, i jak to zwykle bywa w takich przypadkach - dużo nauczyła. Jak ją spłacę - zacznę też miło wspominać. Na razie muszę przeprowadzić skuteczny rozwód i "podział majątku".
Jeszcze tylko kilka dni. 
Wolności witaj!
I witajcie nowe wyzwania! 
A ja o Zakopanem chciałam....
Pojechałam z siostrą do bardzo sympatycznego i przytulnego pensjonatu w Kościelisku.
Nigdy nie przepadałam za tym miejscem, choć Tatrom uroku odmówić nie można... Wydawał mi się zbyt ludny, zbyt komercyjny, z byt cepeliowski. 
Nie wiem czy to urokliwa pora roku, jaką jest wczesne lato, czy też głód przemożny przyrody, ale zakochałam się w tym miejscu. 
Choć rzeczywiście o wędrówkach popularnymi szlakami nie ma mowy, gdyż idąc w tłumie, często po betonie, trudno o turystyce górskiej mówić. Jednak przyroda okolic Zakopanego jest wprost czarodziejska.
No, a mi dodatkowo panie barwnymi postaciami życia kulturalnego dwudziestolecia międzywojennego. Boże, pod jakim oni musieli być wrażeniem tych gór! Rozpoznając, opisując i propagując dopiero te trasy.
Niezwykła historia. niezwykli ludzie.
A Zakopane - również niezwykłe.... mimo czasu...








Ach, już  z chcę tam wrócić....