Dawno nie pisałam...
Uzależniona od działania, po rozpoczęciu roku szkolnego musiałam objąć ponad moje zwykłe obowiązki, stanowisko osobistej asystentki mojego syna...
Szkoła - instytucja, która zawsze jako uczennica lubiłam, teraz mnie przeraża i wykańcza psychicznie. ciągle słyszę co muszę jeszcze zrobić, co donieść i jak.... mam wrażenie, że to ja chodzę do szkoły a nie mój syn... staram się to ogarniać, mimo, że niejednokrotnie nie służy to niczemu i nikomu.
Czy dawno temu, kiedy byłam uczennicą, miałam zbyt małą wiedzę, że mi się to podobało?
A może trafiałam na jakiś sensowniejszych nauczycieli?
Aby oddać sprawiedliwość, mojemu synowi również trafiło się kilku dobrych i kulturalnych nauczycieli. Takich, którzy wymagają od uczniów ale tez od siebie. takich, którzy uczą szacunku, szanując uczniów i ich rodziców... Ale to mniejszość. Sama instytucja, jest skostniała i pełna absurdów.
A może ja byłam skłonna łatwiej się dopasowywać? - Na pewno
No i jeszcze pewnie nie koncentrowałam się na tym, co bez sensu, tylko na tym, co warte było zainteresowania....
Moje milczenie wynikało również z wielu rzeczy, projektów, które rozpoczęłam i trzeba było zabrac sie do roboty, żeby coś z tego wyszło....
Skończyłam renowacje ramy i lustra....
Tak szybko je oddałam, że nie zrobiłam zdjęć....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz